Przejdź do głównej zawartości

Student potrafi, czyli pizza z patelni :)

Naszło mnie kiedyś na pizzę, ale szkoda mi było kasy na zamawianie, poza tym na białej mące, marnie z dodatkami i, co najważniejsze, byłaby to ujma dla mojej ambicji :D Ale jak odpalę piekarnik to znowu przy okazji upiekę chlebek bananowy i ciastka (przyzwyczajenie wyniesione z domu-dla jednej rzeczy piekarnika nie warto włączać xd), a nie mam na to czasu.  No to patelnia (ostatnio doszłam do wniosku, że prawie wszystko da się zrobić na patelni). Drożdże są, mąka jest- no problemo. Zazwyczaj moje drożdżowe wypieki są totalną wariacją bez zachowania jakichkolwiek proporcji i dlatego czasem zamiast bułek jest chlebek :D dlatego teraz przepis oparłam na tym oczywiście wprowadzając trochę zmian.

Jako, że prawie nie używam białej mąki, a ostatnio szarpnęłam się na zakupach na orkiszową i owsianą to przepis będzie z nimi, ale spokojnie można zastąpić inną (ale proszę, nie samą białą, warto zainwestować 2,50 w pełnoziarnistą:)

Do dzieła :) Potrzebujemy

-patelnię z pokrywką (moja pokrywka jest mniejsza od patelni, więc położyłam na niej drewnianą łopatkę na której wylądowała pokrywka)

-szklanka mąki (u mnie 1/2 pszennej pełnoziarnistej, 1/4 orkiszowej pełnoziarnistej i 1/4 owsianej) + trochę do zaczynu i podsypania

-1/8 kostki drożdży

-łyżeczka cukru

-1/2 szklanki wody

-ulubione przyprawy, keczup (polecam Roleski, ma fajny skład bez konserwantów i 205g pomidorów/100g keczupu), pieczarki, ew. ser

Połowę wody (powinna być ciepła, ale nie gorąca, żeby nie zamordować drożdży:P), cukier i drożdże mieszamy do rozpuszczenia, dodajemy 1 1/2 łyżki mąki, mieszamy, przykrywamy i odstawiamy w ciepłe miejsce. Do garnka wsypujemy maki i przyprawy, dodajemy resztę wody, mieszamy i po 10 min (gdy drożdże sporo urosną, mogą uciekać) dodajemy zaczyn- dokładnie mieszamy i przykrywamy garnek, odstawiamy w ciepłe miejsce i idziemy się uczyć fizjo :D Po pół godzinie, godzinie (zależy jak głodni jesteśmy) idziemy do kuchni. W zależności od tego jakiej mąki użyliśmy ciasto moglo niewiele urosnąć- to nie znaczy, że nie wyszło :P Dzielimy ciasto na 2 lub 3 części (zależy od wielkości naszej patelni) i łapkami ugniatamy w miarę cienkie, okrągłe placki. Zostawiamy na kilka minut pod ścierką i rozgrzewamy patelnię, musi być gorąca. Skręcamy na mały płomień, wrzucamy jedne placek i przykrywamy. Po 7-10 min odwracamy na drugą stronę, a na upieczonej rozsmarowujemy keczup, wrzucamy pieczarki, ew. ser, pieczemy ok 5-7 min pod przykryciem i gotowe :D

pizzaSesja coraz bliżej...z wiedzą za dobrze nie jest, a ostatnimi czasy nawet 8h snu to za mało, żeby być w miarę przytomną, coś chyba wrzesień w oddali widać...

 

Komentarze

  1. Jadłbym.

    8h snu jest ok na normalną eksploatacje mózgu. Czasem mam w pracy takie dni, że wpadnie coś pilnego, jakiś kod pisany przez inny zespół, a nie daj boże w technologiach których nie znam. I trzeba siedzieć tak na pełnych obrotach 8h i rozkminiać jak to działa, czy raczej czemu nie działa. Potem po pracy mógłbym iść do parku, zatkać się słuchawkami i z godzinę gapić się na gołębie, bo już i tak do niczego innego się nie nadaje tego dnia ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sadyści są wśród nas :D

"O 7 nie macie zajęć, tak? To przyjdziecie i napiszecie kolokwium, żeby wszystkim pasowało." I tym oto sposobem jest mega niewyspana, zastanawiam się, czy moi asystenci czasem sypiają i próbuję uczyć się na anatomię oraz wydumać coś w raporcie na biofizykę. Poprzednie koło z anaty poszło okej nawet, chociaż mogło być lepiej, szpilki- nie wiadomo, podobno jakieś niejasności są i wyników nie znamy. Materiał na jutro jest gigantyczny, a ja usypiam nad książką... W ten weekend nie nadrobię, bo K. odgraża się, że z okazji urodzin w niedalekiej przyszłości porwie mnie na miasto choć na kilka godzin :D Celowości nauki biofizyki, przynajmniej w wydaniu mojego umedu, nie jestem w stanie pojąć. Ostatnio cudem zaliczyłam wejściówkę<dalej mnie duma rozpiera XD>, ale raport z ćwiczeń...Nawet Jaroszyk i krańce internetu nie wiedzą co ma być, aby "było dobrze". Ale pozytyw jeden jest- po prawie 2 miesiącach w tym mieście wreszcie znalazłam chleb, który smakuje jak chleb, a n

And the second year of your misery has began...

Całe wieki nie używałam angielskiego, więc pewnie strzeliłam byka, ale co tam XD Drugi rok zdecydowanie się zaczął- nowe przedmioty, nowi prowadzący, nowy, ale znów beznadziejny plan zajęć. Codziennie na 8, przerwa, w południe zajęcia, potem wieczorem do 20, a luki takie bezsensowne, że nie wiadomo co ze sobą zrobić- ma uczelnia taka piękna...Tęsknię za 1 rokiem, za anatomią- może dlatego, że zdałam za pierwszym podejściem i mogłam w wakacje o niej zapomnieć :D Ogólnie ostatnio ma taki depresyjny okres, w tym roku zdecydowanie trudniej było mi wyjechać z domu, nie było już tej ekscytacji, że w końcu się udało, że wszystko takie ciekawe itp. Coraz częściej zaczynam się zastanawiać czy to jest mój kierunek, czy serio chcę się w to ładować. Mama znalazła specyficzny sposób na motywację- "jak teraz rzucisz to masz 3 lata w plecy". Niby racja, ale nie pomaga. No i jakby tego było mało jest zimno. Potwornie ZIMNO. A ja jako ciepłolubne stworzenie cierpię niezmiernie z tego powodu b

Mam dość...

Minęło 3 tygodnie, jakoś przetrwałam, ale teraz zaczął się koszmar... Zawaliłam wejściówkę z anatomii, a asystent się na nas wydarł, że się tylko opierniczamy i nie uczymy, że takie banalne rzeczy...A pytania są jakieś oderwane od rzeczywistości, na jedno z nich nawet w Bochenku nie było odpowiedzi. Mam totalnie dość i już nie wiem z czego i jak się uczyć, żeby było dobrze. Nie ma żadnych określonych wymagań, bo te podawane raczej się nie pokrywają z pytaniami później i niby jak przez to przejść?