Przejdź do głównej zawartości

Małe, a cieszy...

Czasem jedna, niewielka rzecz sprawia, że cały dzień jest pozytywny, świat jakiś bardziej przyjazny i nawet trawa się uśmiecha. Mimo, że jestem samotniczką i indywidualistką to zazwyczaj takim pocieszającym elementem są dla mnie ludzie, zazwyczaj nieznajomi. Kiedyś na przejściu dla pieszych pomachał mi z uśmiechem bezdomny, a później cały dzień był lepszy, nie wiem dlaczego. Tak po prostu. Ostatnio jechałam z chłopakiem do jego babci dróżką przez las,  czasem obok gospodarstw, czasem pośród drzew i tą ścieżką szedł mężczyzna z kosturem, długą brodą i jakimś tobołkiem. Na "dzień dobry" radośnie krzyknął coś niezrozumiałego. I wtedy pomyślałam,  że to Gandalf :D I świat wokół stał się magiczny, drzewa jakby śpiewały, a niewiele brakowało, aby hobbici zaczęli tańczyć :D

Może to kwestia takiej niewymuszonej życzliwości? Niezbyt często ludzie są dla siebie sympatyczni, szczególnie, gdy kogoś nie znają. A ci moi "poprawiacze humoru" tacy byli. Nie mieli problemu z okazywaniem radości z pięknego dnia czy uśmiechnięciem się do mijanej osoby. Podziwiam ich, są chyba najbardziej wartościowymi ludźmi, chociaż nie mają fortuny ani wielkich osiągnięć- są po prostu ludzcy. Czasem chciałabym być jak oni-otwarta, radosna i szczęśliwa, ale nie potrafię. Chyba im tego zazdroszczę...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sadyści są wśród nas :D

"O 7 nie macie zajęć, tak? To przyjdziecie i napiszecie kolokwium, żeby wszystkim pasowało." I tym oto sposobem jest mega niewyspana, zastanawiam się, czy moi asystenci czasem sypiają i próbuję uczyć się na anatomię oraz wydumać coś w raporcie na biofizykę. Poprzednie koło z anaty poszło okej nawet, chociaż mogło być lepiej, szpilki- nie wiadomo, podobno jakieś niejasności są i wyników nie znamy. Materiał na jutro jest gigantyczny, a ja usypiam nad książką... W ten weekend nie nadrobię, bo K. odgraża się, że z okazji urodzin w niedalekiej przyszłości porwie mnie na miasto choć na kilka godzin :D Celowości nauki biofizyki, przynajmniej w wydaniu mojego umedu, nie jestem w stanie pojąć. Ostatnio cudem zaliczyłam wejściówkę<dalej mnie duma rozpiera XD>, ale raport z ćwiczeń...Nawet Jaroszyk i krańce internetu nie wiedzą co ma być, aby "było dobrze". Ale pozytyw jeden jest- po prawie 2 miesiącach w tym mieście wreszcie znalazłam chleb, który smakuje jak chleb, a n

And the second year of your misery has began...

Całe wieki nie używałam angielskiego, więc pewnie strzeliłam byka, ale co tam XD Drugi rok zdecydowanie się zaczął- nowe przedmioty, nowi prowadzący, nowy, ale znów beznadziejny plan zajęć. Codziennie na 8, przerwa, w południe zajęcia, potem wieczorem do 20, a luki takie bezsensowne, że nie wiadomo co ze sobą zrobić- ma uczelnia taka piękna...Tęsknię za 1 rokiem, za anatomią- może dlatego, że zdałam za pierwszym podejściem i mogłam w wakacje o niej zapomnieć :D Ogólnie ostatnio ma taki depresyjny okres, w tym roku zdecydowanie trudniej było mi wyjechać z domu, nie było już tej ekscytacji, że w końcu się udało, że wszystko takie ciekawe itp. Coraz częściej zaczynam się zastanawiać czy to jest mój kierunek, czy serio chcę się w to ładować. Mama znalazła specyficzny sposób na motywację- "jak teraz rzucisz to masz 3 lata w plecy". Niby racja, ale nie pomaga. No i jakby tego było mało jest zimno. Potwornie ZIMNO. A ja jako ciepłolubne stworzenie cierpię niezmiernie z tego powodu b

Mam dość...

Minęło 3 tygodnie, jakoś przetrwałam, ale teraz zaczął się koszmar... Zawaliłam wejściówkę z anatomii, a asystent się na nas wydarł, że się tylko opierniczamy i nie uczymy, że takie banalne rzeczy...A pytania są jakieś oderwane od rzeczywistości, na jedno z nich nawet w Bochenku nie było odpowiedzi. Mam totalnie dość i już nie wiem z czego i jak się uczyć, żeby było dobrze. Nie ma żadnych określonych wymagań, bo te podawane raczej się nie pokrywają z pytaniami później i niby jak przez to przejść?