Przejdź do głównej zawartości

Uwierz w siebie?

Dawno mnie tu nie było,a obiecywałam nadrabiać w wakacje :D Przeczytałam sporo książek, a jeszcze większa sterta czeka na przeczytanie i już mi smutno na myśl, że ze wszystkimi nie zdążę...Poza tym zwykłe rzeczy- trzeba rodzince obiad ogarnąć, dom trochę posprzątać, maliny pozbierać, słoiki na zimę zrobić- nie ma czasu na nudę :D

Od bardzo dawna nie podoba mi się to, jak wyglądam- czas przyznać, że jestem stereotypową kobietą pod tym względem xd Bardzo długo jedyne co robiłam to marudzenie-oj, w tym to jestem mistrzem, K. potwierdzi :D Od dłuższego czasu stopniowo zmieniałam swoje żywienie na zdrowsze- wegetarianizm, odrzucenie białej mąki, cukru, unikanie nabiału i glutenu. Co prawda poza pierwszą z  wymienionych rzeczy pozwalam sobie na wyjątki, ale jakoś próbuję :D No ale jestem też mega leniem, szybko tracę zapał i zazwyczaj moja aktywność fizyczna kończy się na szaleńczym biegu na zajęcia, bo znowu za późno wyszłam... Ćwiczenie z filmikami jakoś nie idzie, dostaję szewskiej pasji słysząc "no i jeszcze raz, dasz radę, no i dalej"- nie jest to dla mnie motywacja xd Ostatnimi czasy mój brat zrzucił sporo kg i zaczął chodzić na siłownię. Wyciągnął mnie kilka razy, a potem kupiłam karnet na wrzesień :D Wreszcie coś, co mi pasuje, ale niestety perspektywa zbliżającego się października uświadamia, że nie ma szans na to aż do kolejnych wakacji, za dużo czasu to pochłania :( Chyba jednak trzeba będzie zmusić się do tych filmików, bo wreszcie wiem, że marudząc nic nie zmienię, trzeba w to włożyć mnóstwo wysiłku, ale to jest w tym najpiękniejsze :)

Zawsze w tyle głowy pląta się myśl- mogłabym więcej się uczyć, lepiej zrobić to i tamto, schudnąć, wyrzeźbić ciało, pojechać w podróż dookoła świata... Takie natrętne małe muszki niedające spokoju. Ale zawsze jest 1001 powodów dla których się nie da tego zrobić. A wystarczy uwierzyć, że się da, uwierzyć w siebie. Poradzę sobie na tych cholernych studiach, będę wyglądać tak jak chcę, pojadę do tych wszystkich pięknych miejsc- bo wierzę, ze jestem w stanie to osiągnąć :)

Komentarze

  1. Nie wszystko złoto, co się świeci - pamiętaj, że najzdrowsza dieta to dieta zwykła i zróżnicowana, a nie sama marchew :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem :) Do wegańskiej dążę, bo jest to zgodne z moimi przekonaniami etycznymi, glutenu całkiem nie unikam, ale wybieram raczej żytni niż pszenny itp. Wiadomo, ze wszystko z umiarem, ale potrzeba trochę świadomości na temat swojego talerza :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No "raczej żytni niż pszenny" brzmi jakoś mi lepiej niż cała dieta bezglutenowa :D A świadomość talerza staramy się wpajać pacjentom, ale idzie jak idzie xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Na totalnym bezglucie chyba by nie wytrzymała XD Mam wrażenie, że w większości jak grochem o ścianę, bo wierzą,że parę tabletek rozwiąże wszelkie problemy, niestety...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sadyści są wśród nas :D

"O 7 nie macie zajęć, tak? To przyjdziecie i napiszecie kolokwium, żeby wszystkim pasowało." I tym oto sposobem jest mega niewyspana, zastanawiam się, czy moi asystenci czasem sypiają i próbuję uczyć się na anatomię oraz wydumać coś w raporcie na biofizykę. Poprzednie koło z anaty poszło okej nawet, chociaż mogło być lepiej, szpilki- nie wiadomo, podobno jakieś niejasności są i wyników nie znamy. Materiał na jutro jest gigantyczny, a ja usypiam nad książką... W ten weekend nie nadrobię, bo K. odgraża się, że z okazji urodzin w niedalekiej przyszłości porwie mnie na miasto choć na kilka godzin :D Celowości nauki biofizyki, przynajmniej w wydaniu mojego umedu, nie jestem w stanie pojąć. Ostatnio cudem zaliczyłam wejściówkę<dalej mnie duma rozpiera XD>, ale raport z ćwiczeń...Nawet Jaroszyk i krańce internetu nie wiedzą co ma być, aby "było dobrze". Ale pozytyw jeden jest- po prawie 2 miesiącach w tym mieście wreszcie znalazłam chleb, który smakuje jak chleb, a n

And the second year of your misery has began...

Całe wieki nie używałam angielskiego, więc pewnie strzeliłam byka, ale co tam XD Drugi rok zdecydowanie się zaczął- nowe przedmioty, nowi prowadzący, nowy, ale znów beznadziejny plan zajęć. Codziennie na 8, przerwa, w południe zajęcia, potem wieczorem do 20, a luki takie bezsensowne, że nie wiadomo co ze sobą zrobić- ma uczelnia taka piękna...Tęsknię za 1 rokiem, za anatomią- może dlatego, że zdałam za pierwszym podejściem i mogłam w wakacje o niej zapomnieć :D Ogólnie ostatnio ma taki depresyjny okres, w tym roku zdecydowanie trudniej było mi wyjechać z domu, nie było już tej ekscytacji, że w końcu się udało, że wszystko takie ciekawe itp. Coraz częściej zaczynam się zastanawiać czy to jest mój kierunek, czy serio chcę się w to ładować. Mama znalazła specyficzny sposób na motywację- "jak teraz rzucisz to masz 3 lata w plecy". Niby racja, ale nie pomaga. No i jakby tego było mało jest zimno. Potwornie ZIMNO. A ja jako ciepłolubne stworzenie cierpię niezmiernie z tego powodu b

Mam dość...

Minęło 3 tygodnie, jakoś przetrwałam, ale teraz zaczął się koszmar... Zawaliłam wejściówkę z anatomii, a asystent się na nas wydarł, że się tylko opierniczamy i nie uczymy, że takie banalne rzeczy...A pytania są jakieś oderwane od rzeczywistości, na jedno z nich nawet w Bochenku nie było odpowiedzi. Mam totalnie dość i już nie wiem z czego i jak się uczyć, żeby było dobrze. Nie ma żadnych określonych wymagań, bo te podawane raczej się nie pokrywają z pytaniami później i niby jak przez to przejść?